W niedzielę, 30 lipca 1944 roku, gdy w kościele zakonnym św. Andrzeja Boboli trwała poranna Mszy Święta kilka czołgów sowieckich przedarła się przez umocnioną linię niemiecką koło Jaworówki i z szosy zegrzyńsko-rembertowskiej oraz ze skrzyżowania z szosą warszawską zaczęła ostrzeliwać teren Zakładu w Strudze.
W dniu 30 lipca 1944 r. pełniłem służbę w elektrowni zakładowej – opowiadał Jan Penzioł, honorowy obywatel Marek – Rano, mniej więcej między godz. 8 a 9, usłyszałem silne wybuchy pocisków. Ludzie idący do pobliskiego kościoła zaczęli w popłochu uciekać do domów. Zauważyłem również poruszenie wśród wojska niemieckiego i w zajmowanych przez nich budynkach zakładowych. Niemcy gwałtownie zaczęli uruchamiać samochody i wsiadali do nich w popłochu, uciekając w stronę Warszawy. W pośpiechu zapomnieli o zamknięciu zajmowanych pomieszczeń. W międzyczasie kolejka tzw. „marecka”, która kursowała na trasie Praga (ul. Stalowa) – Radzymin, stanęła na stacji w Strudze i dalej nie miała zamiaru kontynuować podróży. Jak to w niedzielę bywało, wiele osób przyjechało na wypoczynek w pobliskim lesie i nad płynącą obok rzeczką. Wysiedli więc z kolejki i ruszyli szosą w stronę Radzymina. Kiedy dotarli do skrzyżowania szos Warszawa – Radzymin i Rembertów – Nieporęt, zaczęły wybuchać bomby. Ludzie w panice zawracają więc z powrotem w kierunku stacji kolejowej…
Przy szosie radzymińskiej paliła się karczma stojąca nad rzeką od samochodu z amunicją trafionego pociskami sowieckiego czołgu. Niemiecki samochód wiózł na front pociski artyleryjskie, trafiony pociskiem z czołgu zapalił się i pociski zaczęły się rozrywać. Wybuchające pociski i odłamki spowodowały pożar karczmy. Po panicznej ucieczce Niemców w stronę Pustelnika i Marek działający w tej okolicy partyzanci z AK-a zabrali niemiecką broń z zakładowych magazynów. Tymczasem jednak Niemcy szybko przeszli do kontrofensywy i już 1 sierpnia Struga znów była w ich rękach.
Exodus Zakładu i ludności Strugi
Zaczęły się sądne dni dla Zakładu i ludności Strugi w nim zgromadzonej. Dowódca wojsk niemieckich, być może za w odwecie za zabraną broń i pomoc okazaną czołówce wojsk radzieckich, wczesnym rankiem w nocy z 31 na 1 sierpnia około godz. czwartej, surowo rozkazał wszystkim obecnym w Zakładzie, ażeby szybko, w pół godziny opuścili ten teren i udali się w kierunku Warszawy. Około 250-300 osób na czele z ks. dyrektorem Janem Zawadą, gronem michalickich wychowawców i wychowanków, siostrami skrytkami oraz ludnością cywilną wyszło ze Strugi, idąc w sam środek powstańczej Warszawy.
Kleryk Kazio Wilusz umówił się z bratem Januszem, że pójdą oddzielnie od całej grupy. Wyszli z Zakładu, wzięli krowę z gospodarstwa i szli, pędząc ją przed siebie. Doszli zaledwie do Pustelnika. Z tyłu nadjechał samochód z żołnierzami. Michalici zatrzymali się i obaj skryli się w krzaku śnieguliczki rosnącej wokół krzyża. Samochód zatrzymał się. Wyszli Niemcy i otworzyli ogień z karabinu maszynowego. To były pierwsze ofiary zakładowej gehenny.