Po południu pewnej soboty zadzwonił dzwonek na plebanii św. Józefa w Morón. W drzwiach stali Colín, Pablo, Facundo, Marcos i Hernán.
– Paaaadre! Chcemy zorganizować młodzieżowy turniej piłki nożnej na boisku w hali parafialnej – prześcigali się w mówieniu. – Ale nie mamy sędziego.
– Czy mógłby padre poprowadzić mecze, jak to robi z ministrantami? Nie szkodzi, że nie ma stroju sędziowskiego.
– W końcu będziemy mieć dobrego sędziego z kursem w Polsce i doświadczeniem w Paragwaju – prowokująco powiedział do siebie stojący na czele grupy Colín.
Żółta i czerwona kartka
Ich życzeniu stało się zadość, a mecze przeszły do młodzieżowej historii parafialnej i jak bajka stworzyły część osobistych wspaniałych i młodzieńczych przygód każdego uczestnika.
– Do diabła! Głuptaku, co robisz! Dlaczego wybiłeś piłkę na rzut rożny?!
W tej samej chwili zagwizdał sędzia, który zbliżył się do rogu boiska, by sprawdzić, czy piłka jest dobrze ustawiona. Rzut rożny wykonywał Colín.
– Przesuń piłkę do tyłu – surowo rozkazał sędzia.
– Jest dobrze ustawiona – odpowiedział Colín.
– Powiedziałem, że do tyłu.
Colín oburzył się na sędziego, prowokacyjnie popatrzył na niego i palcem wskazał na piłkę, żeby potwierdzić, że jest dobrze ustawiona. Następny gwizdek i żółta kartka.
– Ej, no nie! Ten sędzia zawsze…
Kolejny gwizdek i Colín złapał czerwoną kartkę. Musiał zejść z boiska. Jego zespół przegrał. Następnej niedzieli turniej trwał dalej. Colín przyszedł jak zwykle. Mógł grać, gdyż czerwona kartka została mu wybaczona.
Przed meczem, jak zawsze, obydwa zespoły utworzyły duże koło. Ojcze nasz.... Chwała Ojcu... Sędzia uczynił znak krzyża świętego na czole każdego zawodnika. Potem: raz, dwa, trzy! i do przodu.
W pewnym momencie meczu Hernán, zawodnik z przeciwnego zespołu, przechwycił piłkę. Był najlepszy technicznie, zawsze wykonywał rzuty karne, wolne i rożne. Okiwał dwóch graczy i wbił piłkę w sam róg bramki. Mistrzowski gol. Okiwany Colín poczuł się upokorzony i... sędzia przymknął oko. W innej akcji, można powiedzieć, bez znaczenia, Colín sfaulował przeciwnika.
– Panie sędzio, ale to był przypadkowy faul – szybko usprawiedliwiał się.
Sędzia popatrzył na niego surowo i wyznaczył rzut wolny. Zanim można było usłyszeć gwizdek, Colín podszedł do piłki i zmienił jej miejsce, by oddalić ją od swej bramki. Tym razem sędzia nie zareagował i mecz trwał dalej.
Dyplom Wichrzyciela
Finał turnieju był bardzo interesujący. Przyszli koledzy i koleżanki zawodników. Mecz był spokojny. Wszyscy dostali nagrody: najlepszym bramkarzem był Pablo Sotrapo, na środku boiska brylował Facundo Gajo, najwięcej goli zdobył Hernán Zusapo, w obronie błyszczał Pablo Buenturco. A czterech graczy otrzymało Dyplom Wichrzyciela. Wśród nich znajdował się Colín Orca. Tekst dyplomów nie był czytany.
Zadowolony Colín wrócił do domu i powiedział rodzicom, że otrzymał dyplom z turnieju. Wziął prysznic, przygotował sobie podwieczorek i zaczął oglądać dyplom. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co tam było napisane, złapał się za głowę: „za podburzanie, za używanie brzydkich słów, za ubliżanie sędziemu, za nieczyste zagrania”.
– Muszę iść do spowiedzi – powiedział do siebie Colín – by z tych meczów nie pozostały we mnie brzydkie ślady pod Krzyżem Południa.