Współcześni teologowie i znawcy duchowości są zgodni w podejściu do głównego problemu życia duchowego. Twierdzą oni, że nie jest nim filozoficzne rozważanie na temat istnienia lub nieistnienia Boga, ale brak doświadczenia Boga i problem dostrzegania Bożej obecności w świecie. Efektem tej niemożności dostrzegania Boga są: niewiara, agnostycyzm, a w sferze psychologicznej depresja i nerwica. Źródłem tego problemu wydaje się utrata kontaktu z samym sobą – autoalienacja. Serce człowieka jest bowiem pierwszym miejscem, gdzie doświadcza się Bożej obecności. W świecie, w którym komunikacja elektroniczna wypiera spotkanie z drugą osobą, ale także tworzy nową rzeczywistość (wirtualną), pozwalającą ukryć się przed światem i samym sobą, brak doświadczenia Bożej obecności wydaje się czymś naturalnym. Jak zatem podejść do tematu? Czy dzisiaj człowiek jest zdolny do doświadczenia Bożej obecności? Aby rozwiązać ten problem i odpowiedzieć na te pytania potrzebne jest cofnięcie się do źródeł i głęboka analiza zagadnienia.
Już starożytni Ojcowie Kościoła zauważyli, że Boża obecność związana jest z poszczególnymi Osobami Trójcy Świętej. Wyróżniają tym samym trzy różne formy Bożej obecności i związane z nimi praktyki doświadczania jej. Pierwszą jest obecność zamieszkująca. Ta wiąże się z trzecią Osobą Trójcy Świętej, czyli z Duchem Świętym i wynika ona z faktu, że człowiek jest świątynią Ducha Świętego i poprzez chrzest staje się miejscem przebywania Ducha, który go uświęca i kieruje ku Bogu. Drugim rodzajem jest wszechobecność. Ta z kolei wiąże się z pierwszą Osobą Trójcy Świętej i doświadczana jest w rzeczywistości zewnętrznej. To obecność Boga we wszystkim, co nie jest mną. Mam tu na myśli świat stworzony, przyrodę, kosmos, prawa fizyki. Trzeci rodzaj Bożej obecności to obecność manifestująca. Związana jest z Osobą Jezusa Chrystusa i mamy z nią do czynienia w momentach, kiedy Bóg manifestuje w sposób nadprzyrodzony swoją obecność poprzez różnego rodzaju znaki. Bóg uzdrawia, egzorcyzmuje, wskrzesza, czyni cuda, które są ewidentnym znakiem Jego obecności. Tak jak Jezus w Palestynie, tak obecność manifestująca poprzez nadprzyrodzoność utwierdza ludzi w wierze i przybliża Królestwo Boże. W tych trzech rzeczywistościach Bożej obecności praktykuje się i doświadcza trzech różnych działań (akcji). Uporządkował je święty Augustyn, nazywając kolejno: inspiratio, contemplatio i iubilatio. To dzięki nim człowiek jest w stanie odkryć na nowo Bożą obecność, pogłębić ją i ostatecznie pozbyć się wątpliwości co do istnienia Boga.
Inspiratio, czyli natchnienie
Inspiratio (natchnienie) jest biernym doświadczeniem obecności Bożej. To wewnętrzne natchnienie, poprzez które Bóg działający w sumieniu i uczuciach, chce ukierunkować człowieka na to, co dobre i dla jego zbawienia ważne. Niezwykłą rolę odgrywa tutaj świat uczuć, poprzez który Bóg komunikuje się z człowiekiem. To właśnie uczucia odróżniają nas od zwierząt i przedmiotów. Czynią nas ludźmi. Świat bez emocji, wrażeń i doznań byłby koszmarem i niepokonalnym ograniczeniem w doświadczaniu Boga. Świetnie pokazuje to film Equilibrium, w którym ludzie stworzyli społeczeństwo pozbawione uczuć – zimne, wyrachowane, pełne przemocy, oparte jedynie na zimnej kalkulacji i rozumie. Ludzie żyją tam jak maszyny, a maszyna nie nawiąże kontaktu z Absolutem. Dzięki Bożej obecności w naszej uczuciowości dokonujemy rozeznawania duchowego. Należy jednak pamiętać, że Bóg nie jest jedynym źródłem inspiracji dla człowieka. Również zły duch próbuje poprzez swoje natchnienia odwrócić człowieka od Boga i sprowadzić na złą drogę. Szczegóły rozeznawania duchowego są znane od wieków i zajmują się nimi głównie ci, którzy korzystają z rekolekcji ignacjańskich. Zasada ogólna jest jednak dosyć prosta: „To wszystko, co prowadzi mnie do Boga i ma dobre skutki pochodzi z natchnienia Bożego, natomiast to, co mnie od Niego oddala i wywołuje złe skutki pochodzi od ducha ciemności”. W codzienności korzystanie z Bożych natchnień przypomina oddychanie. Zresztą samo słowo „inspiratio” pochodzi od łacińskiego „spirare” i znaczy oddychać. Oddychamy Bogiem, napełniamy się Nim, doświadczamy Jego obecności i dzięki temu żyjemy, a nasza duchowość nie jest tylko mechanicznym odpowiadaniem na Boże wezwanie. W takiej codzienności dokonuje się bardzo wiele. W książce Moc uwielbienia autor w tym kontekście podkreśla: „Drobne sprawy znaczą wiele, bo na tym poziomie żyjemy, w konkretnej postawie demonstrowanej przy śniadaniu lub w długiej kolejce do kasy w supermarkecie w piątkowe popołudnie”. Od małych rzeczy zależy bardzo wiele. Jezus sam powiedział, że kto w drobnych rzeczach jest wierny i w wielkich będzie wierny. To duchowe oddychanie powoduje, że człowiek zbliża się do Boga i doświadcza Go na poziomie własnego ducha.
Contemplatio, czyli „Szukajcie mnie!”
Drugi rodzaj działalności w kierunku doświadczenia Bożej obecności to kontemplacja. Stary Testament ukazuje Boga, który mówi do człowieka: „Szukajcie mnie. Szukajcie mnie całym sercem!”. Święty Benedykt w swojej Regule zaraz na początku powie, że „zakonnik to człowiek, który szuka Boga”. Nie ma tu mowy o nawróceniu, powołaniu, wierze, ale o wielkim pragnieniu szukania Boga (tęsknocie za Bogiem). Kontemplacja jest zatem naturalnym doświadczeniem Bożej obecności. Jest wejściem w głębokie doświadczenie kontaktu osobowego. Tutaj pojawia się pewna trudność związana z okolicznościami, które muszą towarzyszyć kontemplacji. Otóż podstawowym warunkiem wejścia w modlitwę głębi jest cisza. Jest ona problemem nie tylko na poziomie zewnętrznym (kiedy nie docierają do nas bodźce słuchowe). Chodzi bardziej o wewnętrzną ciszę, która wypływa z głębokiej akceptacji samego siebie i własnego życia. Tutaj Bóg stawia przed człowiekiem swego rodzaju próbę pokory. Świetnie oddaje to apoftegmat związany z Abba Makarym. Otóż ten święty pustelnik udał się daleko do miasta, aby nabyć potrzebne rzeczy do budowy swojego domku, który zamierzał postawić nad rzeką. Kiedy wracał z miasta, w połowie drogi osłabł, widząc, że rzeka jest jeszcze daleko przed nim. Usiadł na kamieniu i zawołał: „Panie, Ty wiesz, że już dalej iść nie mam siły!”. Opowieść kończy się słowami: „I w tym momencie Makary znalazł się nad rzeką”. Ta mądra opowieść pokazuje, że ludzki wysiłek często jest daremny, że to Bóg dokonuje duchowego postępu. To doświadczenie pokory i ludzkiej słabości jest niesamowicie ważne w dalszych etapach rozwoju życia duchowego. Nasza pokorna postawa daje sygnał Bogu, że wiem, iż sam niewiele mogę, ale z Nim jestem zdolny do rzeczy wielkich i niezwykłych. Kontemplacja nie jest praktyką łatwą. Często prowadzi do burzenia pewnych duchowych schematów. Obnaża nasze duchowe dziwactwa, kieruje na właściwe tory. Jej podstawą zawsze musi być żywe Słowo Boże – tekst biblijny. Zauważmy, że moc słowa Bożego potrafi działać cuda. Egzorcyzmy, które Kościół stosuje przy pomaganiu osobom opętanym właściwie w całości składają się z cytatów z Pisma Świętego. Szatan nie znosi tekstów biblijnych. Są dla niego cierpieniem, upokorzeniem. Słysząc Modlitwę Pańską, Prolog Ewangelii Jana, czy fragment o kenozie Syna Bożego, piekło jęczy w udręce. Dzięki kontemplacji człowiek smakuje Bożej obecności, wchodzi w inny świat. Ludzie, którzy nigdy nie kontemplowali i których wiara jest niewystarczająca pukają się w głowę i mówią, że to niemożliwe. Konsekwencją kontemplacji jest swego rodzaju nadinteligencja – dostrzeganie tego, co dla zwykłego człowieka jest niewidzialne. Patrzenie na świat oczami Jezusa otwiera nową rzeczywistość i pozwala na wypełnianie zamysłu Bożego w świecie w sposób doskonalszy niż tylko za pomocą rozumu. Taką nadinteligencją cieszyli się święty Józef, święty Paweł i wielu innych. Tam, gdzie my postawilibyśmy znak zapytania oni postawili wykrzyknik. Byli pewni tego, czego Bóg od nich chciał. Nie wahali się podejmować trudnych decyzji i działać natychmiastowo.
Iubilatio, czyli na chwałę Bogu
Trzecim rodzajem akcji jest uwielbienie czyli iubilatio. Rodzi się ona z kontemplacji i jest promieniowaniem pochodzącym z wnętrza człowieka. To oddawanie chwały Bogu w duchu i prawdzie, z inicjatywy Bożej i w pełnej akceptacji. To nie tylko emocjonalność i wesoły nastrój, ale głębokie zaakceptowanie całej mojej teraźniejszości: dobra i zła, krzyża i cierpienia. Wydaje się to dość oczywiste, ale nie zawsze tak jest. Otóż człowiek jest „miejscem” kultu, a nie jego przedmiotem. Oznacza to, że w całym moim uwielbieniu to Bóg jest najważniejszy, a nie ja i moje subiektywne odczucie. Konieczne jest tutaj głębokie zaufanie Bogu. Uwielbienie jest anielską formą modlitwy, świadectwem tego, że „złapaliśmy kontakt z Bogiem”, że naszym zadaniem życiowym na ziemi jest uwielbienie Boga i przynoszenie Mu chwały. Ludzie żyjący w uwielbieniu wstaną rano i ucieszą się, że żyją i mogą być częścią Bożego planu. Zaniosą Bożą obecność innym. Tam, gdzie jest zwątpienie, przyniosą nadzieję. Tam, gdzie jest smutek, wprowadzą radość. W uwielbieniu człowiek wypełnia swoje powołanie i doświadcza Boga z całą mocą. Nie bez powodu to właśnie na spotkaniach uwielbieniowych tak często doświadcza się obecności manifestującej: uzdrowień, uwolnień, nawróceń.
Podsumowując, należy stwierdzić, że doświadczenie Bożej obecności nie jest czymś niedostępnym dla człowieka. Unikać należy agnostycyzmu, który chce nam wmówić, że Bóg jest dla człowieka daleki, zamknięty, oddzielony. Dzięki wysiłkowi człowieka i odrobinie dobrej woli jesteśmy w stanie doświadczyć Bożej obecności w nas samych, w świecie stworzonym i w znakach, poprzez które manifestuje się Boża wola.