Ministrant z dekretem

facebook twitter

15-11-2021

Msze święte, które przygotowywała grupa Odnowy w Duchu Świętym w parafii św. Józefa w Morón, trwały ponad dwie godziny. Przybywało tak wiele rodzin, młodzieży i dzieci, że kościół zawsze był wypełniony po brzegi. Oklaski w rytm specjalnie dobranych pieśni, spontaniczna modlitwa w językach i niewymowna radość, przepełniająca serca, tworzyły niespotykany klimat, jakiego nie było podczas innych mszy świętych. Przez dwanaście lat, prowadząc parafię, uczestniczyłem na żywo w tej atmosferze przeżywania obecności Boga w człowieku.

Ostiariusze czuwający u wejścia do kościoła mieli wiele pracy. Oprócz zwyczajnego przyjmowania przybywających zajmowali się dzieciakami. Zbierano je w specjalnej salce, ale one bardzo często uciekały z tego pomieszczenia i powracały do kościoła. Podbiegały do ołtarza otoczonego ministrantami, których liczba w pewnym momencie dochodziła do setki, i patrzyły zachwycone z otwartymi buziami, podobne do rybek z kolędy tam śpiewanej: „Ale popatrz sam, jak piją, jak piją ryby w rzece, ale popatrz sam, jak piją, bo widzą Boże Dziecię...”.

Chcę być ministrantem

Podczas jednej z takich mszy mały chłopiec biegał po kościele jak huragan, z trudem torując sobie drogę w wielkim tłumie uczestników. W pewnym momencie zatrzymał się przy ołtarzu, popatrzył na mnie i stanął jak wryty. Przywołałem go ruchem ręki i zapytałem go:

– A może chciałbyś zostać ministrantem?
– Tak, tak, padre – i popędził dalej jak wicher.

Po mszy świętej podbiegł do mnie i nie mogąc złapać tchu, zdyszanym głosem powiedział, że nie może być ministrantem, bo jeszcze nie przyjął Pana Jezusa. Ja mu odpowiedziałem, że będzie mógł służyć, gdyż ja mu pozwolę w „sekrecie”. W domu podszedł do mamy, która przygotowywała kolację, nucąc pieśni charyzmatyczne, i rzekł:

– Mamo! Ty śpiewasz na mszy, a ja będę służył jako ministrant.
– Żeby być ministrantem, najpierw musisz przystąpić do pierwszej komunii świętej – powiedziała mu mama. – A ty masz dopiero pięć lat.
– Ja to wiem, ale padre Gino powiedział mi, że ja będę ministrantem, bo mi pozwoli w „dekrecie”.
– W jakim dekrecie!? Co ty wymyślasz, Hernaaaan!?

Gorliwy ministrant i lektor

W następnych dniach rozmowa jego rodziców, którzy pilnie udzielali się w kościele, toczyła się wokół służby ministranckiej ich syna. A on, jak każde dziecko, chodził do szkoły, odrabiał lekcje, ale codziennie wieczorem znikał z domu i przybiegał do kościoła, by służyć do mszy świętej. Gdy podrósł, jako lektor czytał słowo Boże i udzielał się w grupie młodzieżowej, a w niedzielne popołudnia grał w piłkę nożną na boisku parafialnym.

I tak upływały lata. Ja zostałem przeniesiony do innej parafii. Hernán utrzymywał ze mną sporadyczny kontakt. Ale pewnego dnia przysłał mi pocztą elektroniczną list, w którym dzielił się radością z otrzymania sakramentu bierzmowania. Pisał: „Moje przeznaczenie ma znaczenie i spełnia się tylko w Tobie, Panie. Niepostrzeżenie Twoją dobroć czuję, gdy w Hostii Świętej Cię przyjmuję. Nie zapomnij o Twoim dziecku, które oddało się Tobie i prosi Cię, byś je zachował przy sobie. 2006. Hernán Zusapo”. Pasowany na żołnierza Jezusa Chrystusa został powołany, by wyciskać ślady Królestwa Bożego pod Krzyżem Południa.

Podobne artykuły